Zaczynamy się przyzwyczajać do tego, że projekty w ustawach dotyczących oświaty są bardzo długie. Tym razem na 176 stronach planuje się reformowanie szkolnictwa w takiej skali, że konsekwencji wprowadzenia ustawy nie są w stanie ogarnąć nawet jej autorzy. Wskazuje na to dołączona do projektu ocena skutków regulacji, gdzie przyznają, że są bezradni w przewidywaniu niektórych skutków finansowych reformy.


MEN źle oszacowało koszty reformy zawodówek>>


Pieniądze niekoniecznie dla szkoły, która je zebrała

Dobry pomysłem jest zobowiązanie organów prowadzących do stworzenia szkołom warunków do zarabiania na prowadzeniu aktywności biznesowej i połączenie tego z koniecznością przeznaczania zarobionych pieniędzy stricte na kształcenie zawodowe prowadzone przez szkołę.
Organy prowadzące muszą tworzyć wyodrębnione rachunki szkołom zawodowym w oparciu o nowy artykuł w ustawie o finansach publicznych.

Ale jest jedno ale - z zapisów nowego art. 223a nie wynika, by środki miały być wydawane przez tę szkolę, która je wypracowała.
Projekt zakłada też prowadzenie czasowego obowiązywania pozytywnej opinii wojewódzkiej rady pracy dotyczącej wprowadzania nowego zawodu przez daną szkołę ( 5 lat) , co zabezpiecza przed uczeniem zawodu bez warunków do tego lub bez zapotrzebowania rynku pracy.

Wszystko dobrze, ale dlaczego nie planuje się przeglądu w zakresie wyposażenia i stanu kadry nauczycielskiej w zawodach, w których szkoła uczy od kilkudziesięciu lat? Przecież tam dość często nie ma ani sprzętu , ani dobrze wykwalifikowanych nauczycieli.


Dyrektor osobą odpowiedzialną  za organizację stażu

Bardzo dobrym rozwiązaniem są staże u pracodawcy dla uczniów technikum. Tyle tylko, że za ich organizację maja odpowiadać dyrektorzy szkół, którzy mogą mieć problemy ze znalezieniem odpowiedniej liczby miejsc dla swoich uczniów z jednej strony w niektórych zawodach (zwłaszcza tych wymagających dodatkowych kompetencji zdobywanych najczęściej po ukończeniu szkoły) a z drugiej przy braku zaangażowania organizacji pracodawców w cały proces.


Podobnie ma się sytuacja w zakresie planowanych obowiązkowych szkoleń dla nauczycieli w wymiarze 40 godzin rocznie u pracodawcy. Tu w grę wchodzi jeszcze kwestia terminów – pewnie ferie zimowe i wakacje letnie, co nauczyciele niekoniecznie dobrze przyjmą. Dobrze sformułowane są natomiast propozycje w zakresie kosztów ze wskazaniem bardzo konkretnych źródeł m. in. Krajowego Funduszu Szkoleniowego.


Wreszcie będzie można odliczyć od dochodu przed opodatkowaniem wartość darowizn na rzecz zawodowych szkół publicznych. To najbardziej konkretny zapis zachęcający pracodawców do wspomagania tych szkół. Miejmy nadzieje, że uruchomi to proces przekazywania sprzętu do nauki zawodu. Mądrym uzupełnieniem jest to, że sprzęt musi być zdatny do użycia i nie starszy niż 12 lat.


Pensum nauczyciela określi ustawa

Wprowadzenie obowiązku przystępowania uczniów do egzaminów zawodowych teoretycznie powinno mobilizować uczniów do zdobywania dyplomów zawodowych , ale ten skutek wydaje się mało prawdopodobny, skoro wyniki egzaminu nie będą miały żadnego znaczenia.
Po wielu latach bałaganu w zakresie wysokości pensum nauczycieli zawodu ( autorzy ustawy pokazują w uzasadnieniu skalę różnic – od 18 do 22 godzin w tygodniu) wprowadzi się ujednolicone pensum w wysokości 20 godzin. Mądre, potrzebne rozwiązanie, które wyeliminuje niepotrzebne emocje przy ustalaniu tego elementu umów o pracę nauczycieli zawodu.


Szkoły mają też zyskać większą swobodę przy wyborze metod nauczania zawodu - mogą w tym celu korzystać ze wszystkiego, co jest dostępne - tak w wersji papierowej, jak i elektronicznej. Ma to swoje dobre i złe strony.
Z jednej strony przy braku podręczników rezygnacja z procesu dopuszczania ich do użytku szkolnego skróci i uprości wprowadzanie na rynek oświatowy nowych opracowań. Ale takie rozwiązanie pozwala na używanie podręczników złych, w tym mocno nieaktualnych z punktu widzenia ich przystawania do aktualnych trendów technologicznych. Nieco żartobliwie można stwierdzić, że przydałby się teraz rejestr książek, z których korzystać nie wolno.


Pensje nie olśnią młodocianego pracownika

Nie do końca jasne są skutki zmian w podziale części oświatowej subwencji ogólnej, a mianowicie uzależnienia wag na uczniów szkół zawodowych od sytuacji na rynku pracy w danym zawodzie.  Szkoda , że nie ma mowy o dalszym różnicowaniu subwencji w zależności od kosztów edukacji w poszczególnych zawodach. Ze względów oczywistych różnice są bardzo znaczne (choćby technik bhp a technik informatyk),  a ich finansowanie w 2017 r. było zdecydowanie za niskie. Powinno to być wzięte pod uwagę w kolejnym rozporządzeniu MEN dotyczącym subwencji.


Sporo miejsca w ustawie zajmuje kwestia warunków nauki uczniów-młodocianych pracowników. Proponuje się wyższe stawki wypłat dla pracodawców, ale nie są to zasadnicze zmiany – pracodawca dostanie zwrot tych kosztów na poziomie 10000 zamiast dotychczasowych 8000 zł. Pociągnie to za sobą wzrost wynagrodzeń tych uczniów, ale szaleństwa nie będzie – najwyższa stawka pewnie dalej nie przekroczy 300 zł miesięcznie.
 

Awans zawodowy nauczycieli po zmianach>
 

Pracodawca nadal nic nie musi

I na tym można by skończyć, choć w ustawie sporo miejsca poświęca się pracodawcom jako potencjalnie głównemu partnerowi szkół w nauce zawodu. Ale nad wszystkimi propozycjami dominują dwa sformułowania w uzasadnieniu: to, że pracodawca powinien i że pracodawca może, że mu wolno.

Nadal nie ma rozwiązań systemowych, które wprowadzałyby faktyczną konieczność angażowania się pracodawców w edukację zawodową. Trudno za takie uznać obowiązek zawierania porozumień pracodawca-szkoła , skoro współpraca przynajmniej z jednym pracodawcą jest codziennością szkół , choćby ze względu na praktyki zawodowe, które muszą być realizowane w zakładach pracy.
Można by uznać za przełom prawo ministrów do otwierania „swoich” szkół. To krok we właściwą stronę, ale w głowie kołacze mi się myśl, że może należałoby oddać całą edukację zawodową resortowym ministrom – jak by to wyglądało warto zapytać w szkołach rolniczych czy leśnych prowadzonych przez administracje rządową.
 

Stanisław Szelewa jest dyrektorem Wydziału Oświaty i Wychowania w Starostwie w Świdnicy, specjalizuje się w zagadnieniach związanych z finansowaniem oświaty, twórcą oryginalnej koncepcji naliczania budżetów szkół w samorządach terytorialnych.

Zmiana w organizacji nauczania w szkołach prowadzących kształcenie zawodowe>>

 

_________
* Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu.