Rodzice, którzy wybrali dla sześcioletnich dzieci przedszkole zamiast szkoły, właśnie odkryli pułapkę reformy - ich pociechy w zerówce nie będą się uczyły czytać i pisać. W zerówkach, niezależnie od tego czy będą one w przedszkolu czy w szkole, dzieci nie będą się uczyły pisania i czytania. Wynika to z programu nauczania dla przedszkoli i pierwszych klas przygotowanego przez MEN.
Kiedy w ubiegłym roku w Sejmie trwały dyskusje, czy puścić sześciolatki do szkół, MEN miało już gotowy program nauczania dla przedszkoli i pierwszych klas. Program oparty na założeniu, że ustawa o obniżeniu wieku szkolnego wejdzie w życie i przedszkole będą kończyć dzieci pięcioletnie, a szkołę zaczynać sześciolatki. Dlatego w programie napisano, że na koniec edukacji przedszkolnej dzieci mają umieć np. określić kierunki oraz miejsca na kartce papieru, słuchać opowiadań i baśni oraz "interesować się czytaniem i pisaniem". Ale nie czytać i pisać - to dopiero w pierwszej klasie. Pod taki program wydawcy przygotowali naprędce podręczniki do pierwszych klas, zakładając, że to dla dzieci, które jeszcze nie znają literek.
Tymczasem w obawie przed prezydenckim wetem i w wyniku buntu rodziców rząd pozwolił rodzicom aż do 2012 r. decydować na własną rękę - puścić sześciolatka do szkoły czy zostawić w zerówce. Obowiązek szkolny nadal obejmuje tylko siedmiolatki. A sześciolatki w zerówkach dostaną program dla pięciolatków. Gdy jako siedmiolatki pójdą do szkoły, trafią na program szykowany dla sześciolatków.
MEN twardo obstaje przy swoim: na internetowej stronie dla sześciolatków umieścił nawet komunikat, że "korzystanie z podręczników w wychowaniu przedszkolnym jest nie tylko niekonieczne, ale również niezalecane". Chodzi m.in. o to, żeby dzieci nie ćwiczyły pisania.
- W edukacji przedszkolnej ma się odbywać przygotowanie przedszkolne do nauki w szkole. Posadzenie dziecka do ławki oraz nauka pisania i czytania ma miejsce w szkole - tłumaczy rzecznik resortu Grzegorz Żurawski.
W komentarzu redaktor Piotr Pacewicz napisał, że nowe programy szkolne są lepsze, ale cała reforma jest jak wieża z klocków, która stoi na klocku z napisem "sześć lat". Jeżeli go wyciągniemy, konstrukcja się zachwieje: programy nauczania trzeba będzie przerabiać, zwłaszcza w klasach I-III. Jak nie poślesz sześciolatka do I klasy, będzie się uczył wszystkiego o rok za późno: w zerówce, I klasie, II klasie itp. Nieszczęście się dziecku nie stanie, ale czasu szkoda.Odkrycie tej prawdy skłoni zapewne rodziców do posyłania sześciolatków do szkół. Ale zamiast satysfakcji z dobrej i potrzebnej zmiany mamy komedię omyłek.
 
Źródło: Gazeta Wyborcza, 18.06.2009 r.