Tomasz Barylski, obecnie wspólnik w warszawskiej kancelarii Barylski Olszewski Brzozowski przypomina, że jego kancelaria należała od 1991 r. do amerykańskiej sieci, ale po kilku latach wspólnicy postanowili z tej współpracy zrezygnować. – Trudno było godzić codzienną pracę z obowiązkiem składania systematycznych raportów za ocean, szczególnie gdy uwzględni się różnicę czasu. Do tego większość klientów pozyskiwaliśmy na miejscu, a wsparcie ze strony centrali było stosunkowo niewielkie. Uznaliśmy, że gdybyśmy skoncentrowali się tylko na obsłudze zagranicznych firm, klientów tej amerykańskiej sieci, to nie rozwijalibyśmy się – mówi Tomasz Barylski. Dzisiaj jego kancelaria działa samodzielnie i na propozycje włączenia się do tej czy innej sieci – odpowiada odmownie.
Miejsce dla lokalnych
Zainteresowania włączeniem się do większej struktury nie wykazuje też znana kancelaria Sołtysiński Kawecki & Szlęzak. Jak mówi jej partner zarządzający Rudolf Ostrihansky, mimo wielu ofert, w niektórych przypadkach nawet bardzo interesujących, współwłaściciele firmy bardziej cenią sobie niezależność i poczucie „bycia na swoim”. Jego zdaniem na polskim rynku jest dobre miejsce dla lokalnych, niezależnych kancelarii. SK&S doradza w zakresie prawa krajowego i międzynarodowego, ale nie podejmuje się prowadzenia spraw w jurysdykcjach innych państw.
– Jeśli klient ma taką potrzebę, to musi skorzystać z kancelarii sieciowej, ale my możemy mu też zarekomendować jakąś niezależną kancelarię zagraniczną, ponieważ z wieloma mamy dobre kontakty – mówi Rudolf Ostrihansky. Przyznaje jednak, że duży projekt międzynarodowy, realizowany w wielu krajach, to może być przedsięwzięcie ponad siły nawet dla grupy współpracujących ze sobą niezależnych kancelarii. – Gdy trzeba skoordynować doradztwo, organizację pracy i kontakty z klientami, a także zasady finansowania projektu w wielu miejscach, to organizacja sieciowa ma naturalną przewagę – dodaje. Rudolf Ostrihansky zwraca uwagę, że wielu klientów, także dużych i zagranicznych, woli współpracować z lokalnymi kancelariami. Jego zdaniem są one mniej zbiurokratyzowane, a praca w nich ma charakter bardziej spersonalizowany. Jednak szef kancelarii Sołtysiński Kawecki & Szlęzak widzi też silne strony kancelarii sieciowych. Na przykład korzyści wynikające z ekonomiki skali, które mogą się przekładać zarówno na koszty doradztwa, jak i na możliwości inwestycyjne samych firm. Dotyczy to m.in. wyposażenia kancelarii w nowoczesny sprzęt informatyczny, tworzenia infrastruktury potrzebnej do zarządzania wiedzą, czy wielkości tak ważnego w usługach prawnych ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej.
– Wielka organizacja może w tych dziedzinach więcej, a często także ma taniej – konkluduje Rudolf Ostrihansky.
W wielkiej skali
Opinie Rudolfa Ostrihansky’ego korespondują z ocenami Dariusza Greszty, szefa warszawskiego biura CMS Cameron McKenna, największej polskiej kancelarii należącej do międzynarodowej sieci, choć perspektywy obu panów są przeciwstawne. – Kancelaria sieciowa to zwykle duża skala działania i udział w dużych projektach – mówi Dariusz Greszta. Tylko taka struktura może podjąć się przeprowadzenia transakcji o wartości kilkuset milionów euro w skali kilku czy kilkunastu krajów. Poważnym argumentem dla klienta jest fakt, że wszystko znajdzie „pod jednym dachem”. Ma jeden kontrakt, jednego partnera do ustaleń, który organizuje całą pracę, i świadomość, że taka organizacja sieciowa ma odpowiednio wysokie ubezpieczenie na wypadek, gdyby coś nie wyszło.
– Jako warszawskie biuro otrzymujemy np. od klientów CMS Cameron McKenna zlecenia na prowadzenie operacji dotyczących całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Gdybyśmy byli tylko lokalną, krajową kancelarią, raczej nikt transakcji o takiej skali by nam nie powierzył, ale też bez współpracy z biurami w innych krajach nie bylibyśmy w stanie jej przeprowadzić – dodaje. Podkreśla również, że coraz częściej do jego biura zgłaszają się polscy przedsiębiorcy prowadzący interesy w krajach, w których CMS Cameron McKenna ma swoje biura. Poza skalą działania i dostępem do naprawdę wielkich projektów, za zaletę działania w sieci mecenas Greszta uważa też możliwość korzystania z wymiany wiedzy i doświadczeń w skali międzynarodowej. – Jeśli w Budapeszcie ktoś przeprowadził ciekawą transakcję, to potem w Polsce można ją powielić. Dużo się od siebie uczymy – mówi. Ale przyznaje, że są też słabe strony takiej pracy. – Rzeczywiście jest mniejsza samodzielność, jest jakiś sztab dowodzenia w Nowym Jorku czy Londynie, z którego opiniami i decyzjami trzeba się liczyć. Ale coś za coś – podsumowuje Dariusz Greszta.
Siła marki
Korzyści związane z pracą w międzynarodowej sieci podkreśla też Tomasz Dąbrowski z kancelarii Salans, który pracuje w tej firmie od 1992 r. i przeszedł tam drogę od młodszego prawnika do partnera zarządzającego. – Siła i marka takiej dużej struktury przyciąga sprawy i firmy, na które mniejsze podmioty z reguły nie mają szans. Do tego organizacyjny know-how, który można wykorzystywać, możliwość stałego dokształcania się w międzynarodowym środowisku – mówi. Przyznaje, że jest też mniejsza swoboda działania, różne procedury korporacyjne, do których trzeba się dostosować. Podkreśla jednak, że w Salansie nie są one nadmiernie rozbudowane ani uciążliwe. Na wewnętrzne procedury zwraca też uwagę Cezary Wiśniewski z Linklaters. – Duże firmy sieciowe mają swoje strategie, które określają np. jakie sprawy i jakich klientów firma obsługuje, i tych ustaleń musimy się trzymać – mówi. – Korzystamy z tego wszystkiego, co daje międzynarodowa, rozpoznawalna marka, nie musimy się martwić, że zabraknie nam klientów, ale musimy się mieścić w korporacyjnych ramach. Jeśli prawnik tego nie akceptuje, może przejść do jakiejś lokalnej kancelarii lub założyć własną. To nie musi być gorszy wybór, tylko problemy do rozwiązywania będą wtedy inne – dodaje.
Szansa w specjalizacji
Bartłomiej Raczkowski, renomowany specjalista od prawa pracy, do niedawna w kancelarii Sołtysiński Kawecki & Szlęzak, zdecydował się na stworzenie własnej kancelarii specjalistycznej. Widzi, że w wielu krajach takie firmy dobrze wpisują się w strukturę rynku, a niektóre dochodzą nawet do naprawdę poważnych rozmiarów i dużej skali działania. Podobnie jak wszyscy niezależni, Bartłomiej Raczkowski widzi dobrodziejstwo większej swobody działania, ale zauważa też, że w rynkowej walce może już liczyć tylko na siebie. Widzi też pewną słabość wobec klientów działających w globalnej skali, ale metodą na to jest przynależność do stowarzyszenia Ius Laboris. To międzynarodowa organizacja zrzeszająca kancelarie z 47 krajów zajmujące się prawem pracy. Nie ma ona charakteru sieci, ale jej członkowie wymieniają się informacjami o prowadzonych sprawach i polecają sobie wzajemnie klientów.
We wspólnocie
Do międzynarodowej organizacji należy krakowska kancelaria radców prawnych Budzowska Fiutowski i Partnerzy. Eurojuris International zrzesza blisko 650 kancelarii z całej Unii Europejskiej, a z Polski należy już do niej siedem. Utrzymują ze sobą kontakty zarówno na poziomie międzynarodowym, jak i w kraju. Przekazują sobie klientów, którzy potrzebują przeprowadzić jakąś sprawę w innym kraju, udzielają sobie pomocy gdy potrzebne jest zastępstwo procesowe za granicą, albo np. sprawdzenie czegoś w księgach wieczystych czy innych rejestrach. – Narzuciliśmy sobie dość wysokie standardy współpracy. Na przykład mamy tylko 24 godziny na odpowiedź czy kancelaria przyjmie sprawę, za ile itd. – mówi Benedykt Fiutowski. Eurojuris nie jest strukturą porównywalną z międzynarodowymi kancelariami sieciowymi, ale wiele elementów jej oferty ma zbliżony charakter. Klient korzystający z kancelarii należącej do Eurojuris może liczyć na sprawne załatwienie jego sprawy w skali międzynarodowej. – Chcemy też mieć tego typu ofertę dotyczącą obszaru Polski – mówi Benedykt Fiutowski, który przewodniczy krajowemu oddziałowi Eurojuris. – Na razie należy do naszej struktury tylko siedem kancelarii, ale niektóre z nich mają oddziały, co razem daje ofertę obejmującą już kilkanaście miast w Polsce – dodaje. Kancelaria Dr Marek Jarzyński & Kornel Novak z Poznania należy do organizacji Eurolegal, działającej w całej Unii Europejskiej (chociaż jeszcze trochę słabo spopularyzowanej w nowych krajach członkowskich, należą do niej dwie kancelarie z Polski). Mimo to mecenas Jarzyński jest zadowolony z przynależności do niej. – Każdego roku dostaję od kancelarii z innych krajów po kilka spraw do poprowadzenia w Polsce, sam także kieruję niektórych klientów do zagranicznych kancelarii. Gdy mój klient ma jakiś problem np. w Rosji, to mam bardzo dobrą współpracę z kancelarią z Petersburga – mówi. W różnego typu mniej lub bardziej sformalizowanych strukturach międzynarodowych uczestniczy wiele polskich kancelarii. Są wśród nich także stowarzyszenia specjalistyczne, jak GALA (Global Advertising Lawyers Alliance) zrzeszająca prawników zajmujących się reklamą. – Nasi specjaliści od reklamy uczestniczą w działalności tej organizacji, co pozwala im na wymianę informacji i doświadczeń, ale także na przekazywanie sobie klientów, którzy mają jakiś problem w innym kraju – mówi Paweł Chariasz, szef marketingu w kancelarii Sołtysiński Kawecki & Szlęzak.
Oba rozwiązania
– Dla młodych prawników, zaczynających dopiero budowanie swojej pozycji zawodowej, praca w dużej strukturze stwarza szanse na otarcie się o wielki prawniczy świat i na naukę zawodu od najlepszych – mówi Szymon Muster, radca prawny z kancelarii Barylski Olszewski Brzozowski. Prawnicy z kancelarii międzynarodowych podkreślają przy tym możliwość uczestnictwa w zagranicznych szkoleniach, stażu w biurach na całym świecie, konieczność szlifowania języków obcych. Z kolei szefowie polskich kancelarii zwracają uwagę na bardziej spersonalizowany u nich stosunek do prawników i tradycyjny model kształcenia adeptów do zawodu. – U nas obowiązuje wciąż relacja mistrz – uczeń, chociaż dość często też wysyłamy naszych prawników na szkolenia, a nawet na praktyki do zaprzyjaźnionych kancelarii za granicą – mówi Rudolf Ostrihansky z SK&S. Istotnym czynnikiem, przywoływanym często, jest bezpieczeństwo finansowe. Prawnicy odczuwający pewne ograniczenia związane z pracą w kancelarii sieciowej pamiętają jednak, że przynależność do międzynarodowej struktury to łatwiejszy często dostęp do klientów, ale także szansa na poratowanie finansowe ze strony centrali, gdy lokalne biuro ma kłopoty (...).
Więcej w najnowszym miesięczniku KANCELARIA.
Krzysztof Sobczak