Krzysztof Sobczak: W swojej pracy habilitacyjnej, która została właśnie nagrodzona w konkursie Państwa i Prawa, pisze pan o rozdźwięku pomiędzy obowiązującą treścią przepisów karnych a ich potocznym rozumieniem. To poważny problem?
Sławomir Żółtek: Owszem, to dość poważny problem. A to dlatego, że w ujęciu leksykalnym, semantycznym prawo obowiązujące jest często daleko odmienne od tego, co nam się wydaje, od tego, co sobie wyobrażamy czytając ustawę.
Czytaj: "Państwo i Prawo" nagrodziło trzy habilitacje i dwa doktoraty>>
Ale ten trochę czasem hermetyczny język prawa nie jest tylko fanaberią jego autorów, to z czegoś wynika.
To nie tylko problem hermetyczności pisania prawa, bo każdy język ma swoją specyfikę. Bardziej istotne jest tu orzecznictwo sądów, które wpływa na faktyczną treść przepisów i faktyczną treść prawa, które obowiązuje. Bardzo często orzecznictwo odrywa prawo od rozumienia powszechnego, uznawanego w społeczności. To jest dość poważny problem, szczególnie w prawie karnym.
Cena promocyjna: 169 zł
|Cena regularna: 169 zł
|Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: zł
Czyta taki zwykły człowiek jakiś przepis, który z jakiegoś powodu jest dla niego ważny i stwierdza, że go nie rozumie, albo nawet sądzi, że rozumie, ale okazuje się, że inaczej odbiera niż to jest w tym przepisie zapisane.
Tak bywa, ponieważ już sam język prawny jako język ustawy często jest hermetyczny. Tylko na tym poziomie jest jeszcze ratunek w postaci definicji, które często towarzyszą przepisom. W tej sytuacji odbiorca tej regulacji jest w stanie zrozumieć jej treść, a przynajmniej jest to jakieś ułatwienie. Bardziej skomplikowane to w przypadku orzecznictwa Sądu Najwyższego czy Trybunału Konstytucyjnego, na skutek którego dochodzi de facto do zmiany treści prawa. Każdy, kto nie śledzi orzecznictwa może mieć w takich przypadkach problemy z odczytaniem faktycznej treści przepisów.
Prawnicy to jakoś sobie radzą z tym docieraniem do faktycznej treści przepisów, ale zwykli ludzie to często nawet nie mają świadomości, że naruszają jakieś normy, bo właśnie nie zrozumieli jej właściwie. Często dochodzi do takich sytuacji?
Bardzo często. Oczywiście problem jest, gdy to są błędy czy nieporozumienia dotyczące prawa cywilnego czy administracyjnego, ale gdy to dotyczy prawa karnego, to konsekwencje mogą być dużo poważniejsze. Wówczas prawnicy muszą włożyć dużo wysiłku by udowodnić, że dana osoba była w usprawiedliwionej niewiedzy co do faktycznej treści prawa, które obowiązuje.
Z drugiej strony nie należy przeceniać znaczenia tego zjawiska, bo prawo karne jest prawem krańcowym, najdalej idącym orężem. Owszem, każdemu z nas może się przydarzyć wejście w kolizję z jakąś normą, ale też nie jest tak, że nawet nie będąc prawnikami my tych norm kompletnie nie rozumiemy. Większość z nas nie ma problemu ze stosowaniem przepisów dotyczących na przykład kradzieży z włamaniem, bo nigdzie się nie włamujemy i nie kradniemy. Z tego też powodu nie musimy zastanawiać się nad niuansami tych przepisów, kiedy to jest włamanie, a kiedy nim z prawnego punktu widzenia nie jest.
A jest jakaś racja w nawoływaniu, by prawo, ale też orzecznictwo było prościej pisane, bardziej zrozumiale?
Oczywiście jest, ale ja w swojej pracy nie postuluję prostszego pisania prawa, ponieważ uważam to za nierealne. Przy obecnej złożoności naszego życia społecznego i wielości elementów, które musimy regulować w prawie, takie uproszczenia są po prostu niemożliwe.
W praktyce trzeba niwelować ten dysonans między językiem prawa i jego rozumieniem przez ludzi?
Tak, to jest wielkie zadanie dla prawników, a największe w odniesieniu do orzecznictwa. W kształceniu ludzi wykonujących ten zawód trzeba jeszcze więcej uwagi poświęcać orzecznictwu, żeby jak najlepiej mogli reprezentować swoich klientów. Ważne, żeby przed sądami prawnicy prezentowali takie treści, jakimi one faktycznie są. Możemy tu dużo zrobić, natomiast takie postulaty, że piszmy prawo prościej, są atrakcyjne i wiecznie żywe, ale niemożliwe do zrealizowania.