- Należy w pierwszej kolejności wskazać, że polski ustawodawca implementując przepisy zawarte w dyrektywie PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO I RADY 2008/48/WE ma bardzo ograniczoną swobodę w zakresie stanowienia przepisów krajowych. Większość regulacji Dyrektywy, w szczególności te dotyczące reklamy kredytu konsumenckiego, objęte są tzw. maksymalną harmonizacją, zatem powinny być implementowane wprost do polskiego systemu prawnego. Wobec powyższego ocena prawna regulacji dotyczącej reklamy musi odnosić się do reguł określonych w samej dyrektywie - mówi Sławomir Szepietowski, partner w firmie Lexdirekt Widzewicz, Szepietowski Kancelaria Radców Prawnych sp.p.
Według Szepietowskiego, z pewnością każdy przepis, który umożliwi konsumentowi uzyskanie pełniejszej informacji o produkcie ma teoretycznie charakter prokonsumencki. Celem Dyrektywy jest właśnie lepsza ochrona konsumenta, poprzez zapewnienie mu szerszej informacji o oferowanych produktach i, przy konieczności zachowania jednolitych standardów dotyczących reklamy w całym obszarze UE, porównywalności ofert różnych kredytodawców. Ze względu jednak na szczegółowość informacji przekazywanych w reklamie, może się okazać, że informacja będzie nieczytelna dla konsumenta. Obciążeni nadmiarem informacji potencjalni klienci mogą poczuć jeszcze bardziej zdezorientowani, czy nawet, używając języka odbiorców reklamy, „zmanipulowani” przez oferującego produkt. Należy się bowiem spodziewać, że w praktyce informacje dodatkowe o warunkach kredytu będą przedstawiane tzw. „małą czcionką” lub odczytywane przez lektora w tempie nie pozwalającym na zidentyfikowanie nawet języka, w którym mówi. Mieliśmy już takie przykłady przy reklamowaniu niektórych produktów farmaceutycznych czy produktów funduszy inwestycyjnych. Ograniczając powyższe trudności w pozyskiwaniu klienta (negatywny efekt marketingowy), a także koszty rozbudowanej reklamy, kredytodawcy mogą decydować się na tzw. reklamę wizerunkową, a więc nie odnoszącą się do konkretnego produktu, a jedynie promującą samą instytucję (Dyrektywa dopuszcza taką reklamę). To z kolei może przynieść efekt odmienny od zamierzonego – brak porównywalności ofert produktowych różnych kredytodawców.
- Co do samej realizacji nowych wymogów dotyczących reklamy przez kredytodawców, trudności może im przynieść przedstawienie w reklamie tzw. "reprezentatywnego przykładu", na podstawie którego mają być podawane informacje dotyczące oferowanego kredytu konsumenckiego. Reprezentatywny przykład ma stanowić miernik dla oceny prawidłowości wskazywanych przez kredytodawcę przykładów wskazujących koszt kredytu. Przy wyborze reprezentatywnego przykładu kredytodawca powinien wychodzić od rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania, co do której może się spodziewać, że zawrze przynajmniej 2/3 umów następujących w konsekwencji tej reklamy przy podanej lub niższej stopie oprocentowania. Należy rozważyć czy w ogóle istnieją instrumenty, by wykazać jaka ilość umów została, czy zostanie zawarta wskutek działania reklamy, co prowadzi do wniosku, że postulowany ułamek 2/3 umów, które ma być udzielone na warunkach z przykładu, może mieć charakter czysto teoretyczny. Kredytodawcy będą zatem na własne ryzyko musieli ustalić reprezentatywny przykład, na podstawie własnych badań i analiz. Prawidłowość zastosowanego „reprezentatywnego przykładu” będzie kwestią indywidualną, a w przypadku kontroli przez właściwe organy, zapewne od siły argumentów kredytodawcy zależeć będzie jej ostateczna ocena - mówi mec. Sławomir Szepietowski.
- Podsumowując, teoretyczne założenia regulacji są słuszne, wydaje się jednak, że zastosowane instrumenty mogą okazać się nieskuteczne w ich realizacji, czy wręcz, wskutek potrzeby dodatkowej obsługi prawnej, finansowej i technicznej, doprowadzić jedynie do zwiększenia kosztów kredytodawcy, a co za tym idzie zwiększyć koszty kredytu. Ustawodawca powinien natomiast zawsze uwzględniać ekonomiczny cel regulacji. Nie zawsze bowiem szczegółowa regulacja działa na korzyść konsumenta, który musi zapłacić dodatkowo za pakiet informacji, których praktyczne wykorzystanie przez osobę nie posiadającą specjalistycznej wiedzy jest dyskusyjne - mówi Szepietowski.
Według Szepietowskiego, z pewnością każdy przepis, który umożliwi konsumentowi uzyskanie pełniejszej informacji o produkcie ma teoretycznie charakter prokonsumencki. Celem Dyrektywy jest właśnie lepsza ochrona konsumenta, poprzez zapewnienie mu szerszej informacji o oferowanych produktach i, przy konieczności zachowania jednolitych standardów dotyczących reklamy w całym obszarze UE, porównywalności ofert różnych kredytodawców. Ze względu jednak na szczegółowość informacji przekazywanych w reklamie, może się okazać, że informacja będzie nieczytelna dla konsumenta. Obciążeni nadmiarem informacji potencjalni klienci mogą poczuć jeszcze bardziej zdezorientowani, czy nawet, używając języka odbiorców reklamy, „zmanipulowani” przez oferującego produkt. Należy się bowiem spodziewać, że w praktyce informacje dodatkowe o warunkach kredytu będą przedstawiane tzw. „małą czcionką” lub odczytywane przez lektora w tempie nie pozwalającym na zidentyfikowanie nawet języka, w którym mówi. Mieliśmy już takie przykłady przy reklamowaniu niektórych produktów farmaceutycznych czy produktów funduszy inwestycyjnych. Ograniczając powyższe trudności w pozyskiwaniu klienta (negatywny efekt marketingowy), a także koszty rozbudowanej reklamy, kredytodawcy mogą decydować się na tzw. reklamę wizerunkową, a więc nie odnoszącą się do konkretnego produktu, a jedynie promującą samą instytucję (Dyrektywa dopuszcza taką reklamę). To z kolei może przynieść efekt odmienny od zamierzonego – brak porównywalności ofert produktowych różnych kredytodawców.
- Co do samej realizacji nowych wymogów dotyczących reklamy przez kredytodawców, trudności może im przynieść przedstawienie w reklamie tzw. "reprezentatywnego przykładu", na podstawie którego mają być podawane informacje dotyczące oferowanego kredytu konsumenckiego. Reprezentatywny przykład ma stanowić miernik dla oceny prawidłowości wskazywanych przez kredytodawcę przykładów wskazujących koszt kredytu. Przy wyborze reprezentatywnego przykładu kredytodawca powinien wychodzić od rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania, co do której może się spodziewać, że zawrze przynajmniej 2/3 umów następujących w konsekwencji tej reklamy przy podanej lub niższej stopie oprocentowania. Należy rozważyć czy w ogóle istnieją instrumenty, by wykazać jaka ilość umów została, czy zostanie zawarta wskutek działania reklamy, co prowadzi do wniosku, że postulowany ułamek 2/3 umów, które ma być udzielone na warunkach z przykładu, może mieć charakter czysto teoretyczny. Kredytodawcy będą zatem na własne ryzyko musieli ustalić reprezentatywny przykład, na podstawie własnych badań i analiz. Prawidłowość zastosowanego „reprezentatywnego przykładu” będzie kwestią indywidualną, a w przypadku kontroli przez właściwe organy, zapewne od siły argumentów kredytodawcy zależeć będzie jej ostateczna ocena - mówi mec. Sławomir Szepietowski.
- Podsumowując, teoretyczne założenia regulacji są słuszne, wydaje się jednak, że zastosowane instrumenty mogą okazać się nieskuteczne w ich realizacji, czy wręcz, wskutek potrzeby dodatkowej obsługi prawnej, finansowej i technicznej, doprowadzić jedynie do zwiększenia kosztów kredytodawcy, a co za tym idzie zwiększyć koszty kredytu. Ustawodawca powinien natomiast zawsze uwzględniać ekonomiczny cel regulacji. Nie zawsze bowiem szczegółowa regulacja działa na korzyść konsumenta, który musi zapłacić dodatkowo za pakiet informacji, których praktyczne wykorzystanie przez osobę nie posiadającą specjalistycznej wiedzy jest dyskusyjne - mówi Szepietowski.