Sprawę opisała "Gazeta Wyborcza". Rodzice skarżą się, że ich dzieci zamiast na lekcjach spędzają całe dnie dyżurując w szatni lub pomagając w bufecie.
- Mija drugi miesiąc nauki, a syn dyżurował już dwa razy. Mało że traci lekcje, to jeszcze na następny dzień jest kryty! Raz nauczyciel chciał go pytać, a ten się zasłonił wczorajszym dyżurem. I usiadł usprawiedliwiony! Słyszałem, jak się tym chwalił przed kolegami. Kategorycznie zabroniłem mu dyżurować - mówi ojciec jednego z gimnazjalistów. Skargi za pośrednictwem jednej z radnych trafiły do prezydenta miasta.
Dyrektor szkoły jest zdziwiona skargami rodziców. Podkreśla, że dyżury nie mają nic wspólnego ze zwolnieniem pracowników. Są po to, by dowartościować uczniów oraz aby poczuli się oni odpowiedzialni za dobro placówki.
Uczniowkie dyżury nie są niczym nowym, jednak w tym roku szkolnym małopolski kurator oświaty zabronił ich organizowania, podkreślając, że obowiązkiem ucznia jest przebywanie na lekcji.
Radna, która zareagowała na skargi rodziców, chce, aby prezydent miasta zbadał, czy opisywana sytuacja to jednostkowy przypadek, czy większy problem.
- Drastycznie małe budżety zmusiły szkoły do zwolnień. Chcę, by urzędnicy zainteresowali się, jak sobie teraz radzą i czy aby nie zastępują byłych pracowników swoimi uczniami. Podejrzewam, że może się tak dziać. Dyrektor Gimnazjum 12 niby zaprzecza, że dyżury uczniów mają coś wspólnego z oszczędnościami, ale to ciekawe, że wprowadziła je akurat po tym, jak zwolniła woźnego - mówi. Więcej>>