Szef rządu spotkał się w piątek z przedstawicielkami Rady Programowej Kongresu Kobiet w gmachu Giełdy Papierów Wartościowych. Dyskusja poświęcona była propozycjom podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat i zrównania go w przypadku kobiet i mężczyzn. W najbliższych dniach projekt ma być poddany konsultacjom społecznym i międzyresortowym.
Tusk powiedział, że jego obowiązkiem jest tłumaczyć powody i prawdopodobne skutki podwyższenia wieku emerytalnego. Przyznał, że "operacja" może być bolesna z punktu widzenia wielu ludzi, szczególnie kobiet. Zapewnił, że zdecydował się na reformę z pełną świadomością, że nie wszyscy będą w stanie to zaakceptować oraz bierze za zmiany pełną odpowiedzialność.
Zaznaczył, że podniesienie wieku emerytalnego w Polsce jest koniecznością, jest też gotów ponieść za to pełne ryzyko polityczne. "Wiem, że nie mam wyjścia" - przyznał szef rządu. Poprosił kobiety o zrozumienie jego determinacji w sprawie tej reformy.
"Robimy to w imię najwyższego poczucia odpowiedzialności za to, żeby ten system dał elementarne zabezpieczenie, tę należną każdemu emeryturę, a nie żeby za kilkanaście lat ktoś powiedział: +nie jesteśmy w stanie zapłacić emerytury+" - podkreślił Tusk.
"Uważam, że jeżeli reformy emerytalnej nie załatwimy w ciągu trzech miesięcy, to jej w ogóle nie załatwimy" - powiedział.
Dodał, że powiększa się w Polsce grupa ludzi, która na różne sposoby omija obowiązek płacenia składek emerytalnych, choć nie jest w szarej strefie. Poinformował, że poprosił Ministerstwo Finansów, aby przygotowało model, który wiązałby odprowadzanie składek emerytalnych ze ściąganiem podatku. "Nie mówię, że to zastosujemy, trzeba się zastanowić" - powiedział.
"Niech każdy płaci składkę od dochodu, wtedy by się skończyła przynajmniej lwia część tych manewrów, które powodują, że - niestety - najrzetelniej płacą na emerytury przyszłych Polaków słabo zarabiający pracownicy sfery budżetowej zatrudnieni na etatach" - mówił.
Według Henryki Bochniarz, szefowej PKPP Lewiatan, w Polsce trzeba wydłużyć wiek emerytalny - bo to, co się dzieje na rynku pracy, nie pozwala na inne wyjście. Jej zdaniem warto byłoby rozpatrzyć możliwość wcześniejszego przechodzenia na emeryturę, np. w wieku 65 lat, przy otrzymaniu emerytury, którą się w tym czasie wypracowało.
Prof. Małgorzata Fuszara z Uniwersytetu Warszawskiego zwróciła uwagę, że w dyskusji na temat wyrównania wieku emerytalnego trzeba powrócić do kwestii równych płac dla kobiet i mężczyzn. "To element, który ma zasadnicze znaczenie dla wysokości emerytur i jest ściśle związany z sytuacją kobiet" - mówiła.
Natomiast pisarka Agnieszka Graff tłumaczyła, że problem polega także na tym, że opiekę nad dziećmi albo osobami starszymi państwo traktuje jak "siedzenie w domu", a nie pracę.
Graff powiedziała, że w Polsce pracuje tylko 44 proc. kobiet - matek dzieci do 3-go roku życia, a różnica wynagrodzeń między mężczyznami a kobietami wynosi 23 proc. (średnia europejska - 18 proc.); wskaźnik opieki nad dziećmi w wieku żłobkowym wynosi w Polsce 2 proc. (we Francji 80 proc.), wskaźnik opieki dla dzieci w wieku przedszkolnym 3-5 lat - 40 proc. (w UE nawet do 90 proc.).
Wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka (RP) podkreśliła, że podczas prac nad ustawą podwyższającą wiek emerytalny konieczne są rozmowy rządu ze społeczeństwem. "Nie możemy sobie pozwolić na wprowadzenie ustawy, która wprowadza przymus pracy, ale nie gwarantuje miejsc pracy" - mówiła.
Zgodnie z koncepcją premiera, co cztery miesiące wiek emerytalny podwyższany byłby o kolejny miesiąc, co oznaczałoby, że z każdym rokiem będziemy pracować dłużej o trzy miesiące. W ten sposób poziom 67 lat w przypadku mężczyzn osiągnięty zostanie w roku 2020, a kobiet - w 2040 r. (PAP)
mmu/ amac/ gma/