Naczelna Rada Lekarska wróciła do postulatu „no fault”. Samorząd lekarski odchodzi jednak od mówienia o niekaraniu lekarzy. Postuluje obecnie „klauzulę wyższego dobra”. - Nie chcemy znieść odpowiedzialności karnej w ogóle, ale tylko za błędy niezawinione, czyli wynikające chociażby z problemów systemowych - mówi Jakub Kosikowski, rzecznik Naczelnej Rady Lekarskiej.

Problemy systemowe to na przykład niedostateczna obsada dyżurów wynikająca z braków kadrowych, niedofinansowanie szpitala, zła organizacja. Samorządowi lekarskiemu nie chodzi jedynie o zmiany w kodeksie karnym. 

Jakub Kosikowski mówi, że NRL złożyła uwagi do funkcjonowania Funduszu Kompensacyjnego Zdarzeń Medycznych (umożliwia pacjentowi szpitala otrzymanie rekompensaty za zdarzenie niepożądane na pozasądowej ścieżce – bez orzekania o winie; fundusz obecnie nie działa, bo resort zdrowia nie wydał rozporządzeń – red.) 

Czytaj także na Prawo.pl: Pacjent otrzyma świadczenie kompensacyjne - jest projekt rozporządzenia

- Co do zasady uważamy, że w połączeniu ze zmianami w kodeksie karnym, fundusz spełni swoją rolę, ale oferowane pacjentowi kwoty rekompensaty muszą być zdecydowanie wyższe, muszą być podobne do orzekanych odszkodowań sądowych.

 

Odpowiedzialność za błąd medyczny po nowemu - projekt ma wyjść z Ministerstwa Sprawiedliwości

Proponowana przez lekarzy i popierana przez samorząd pielęgniarek zmiana miałaby więc przemodelować system. Wpłynęłaby na postępowania karne i cywilne dotyczące błędów medycznych, w tym także na ubezpieczenia podmiotów leczniczych i finansowanie rekompensat dla poszkodowanych pacjentów (Fundusz Kompensacyjny Zdarzeń Medycznych będzie finansowany co do zasady ze składki zdrowotnej).

Zgodnie z lekarskim projektem osoba uprawniona do udzielania świadczeń, czyli też np. pielęgniarka, nie popełniałby przestępstwa, gdyby udzielając świadczenia zdrowotnego doprowadziła do uszczerbku na zdrowiu lub narażenia człowieka na niebezpieczeństwo. Wyjątkiem byłaby sytuacja, w której czyn ten był skutkiem rażącego niezachowania, w sposób niebudzący wątpliwości, ostrożności wymaganej w danych okolicznościach, bezpośrednio powodującego możliwe do przewidzenia zdarzenie niepożądane.

Czytaj także na Prawo.pl: Rejestr zdarzeń niepożądanych według lekarzy: anonimowy i bez sankcji

Jakub Kosikowski dodaje, że podczas ostatnich rozmów z ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem samorząd lekarski przedstawił tę propozycję zmian w kodeksie karnym. – Projekt ma wyjść z Ministerstwa Sprawiedliwości. Zgadzamy się co do idei. Pytanie, na ile propozycja resortu sprawiedliwości będzie zbieżna z naszą – zaznacza Jakub Kosikowski. 

Prokuratorskie działy do spraw medycznych: dużo strachu za duże pieniądze

Idea no fault była podnoszona przez samorząd lekarski, gdy w prokuraturach regionalnych funkcjonowały działy do spraw błędów medycznych zainicjowane przez byłego już prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Lekarze mówili o poddawaniu ich stałej groźbie postępowania prokuratorskiego. No fault (zmiany w kodeksie karnym) było odpowiedzią na ten stan rzeczy.

Teraz działy ds. błędów medycznych mają być likwidowane. „Gazeta Wyborcza” napisała, że z końcem kwietnia dział ds. błędów medycznych zniknie w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie.

Michał Gabriel-Węglowski, prokurator Prokuratury Regionalnej w Gdańsku, uważa, że idea specjalizacji prokuratorskiej w tej kategorii spraw jest pożądana, bo są one specyficzne, niekiedy trudne.  - Niemniej jednak w przypadku tzw. błędów medycznych, prokurator winien być ultima ratio, na samym końcu tego łańcuszka stresu. Wkraczać tylko w razie ewidentnie zawinionego zaniedbania. Lekarze i pozostały personel medyczny nie mogą być bezkarni. Ale nie mogą też pracować pod stałą presją, mając z tyłu głowy, że "prokurator dybie" – komentuje w mediach społecznościowych (X).

Wszczynanie śledztw, mimo braku uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa, pod presją z góry, generują czynności (przesłuchania) i koszty (ekspertyzy) – zauważa prokurator Gabriel-Węglowski (pracował przez pięć lat w dziale ds. błędów medycznych). Ocenia na podstawie własnych obserwacji, że w większości sprawy te kończyły się umorzeniami. – Mniej więcej w proporcji 9 na 10 – ocenia.

Presja na lekarzy i zagrożenie karą na pewno więc były. Jednocześnie jednak z danych dotyczących liczby aktów oskarżenia czy skazań raczej nie wynika, by system był wobec lekarzy opresyjny.

- O ile pamiętam, w zeszłym roku mieliśmy 140 aktów oskarżenia w sprawach o błąd medyczny, a dwa lata temu około 215. Co ważne, skierowanie aktu oskarżenia nie oznacza skazania, ponieważ wielokrotnie sądy uniewinniają oskarżonego. Biorąc pod uwagę, że mamy w Polsce około 200 tys. lekarzy i 300 tys. pielęgniarek, możemy stwierdzić, że oskarżanych jest rocznie około 0,5 promila osób wykonujących te zawody – zauważa dr hab. n. prawn. Radosław Tymiński, adwokat.  

I dodaje, że uzasadnianie postulowanej zmiany przez samorządy (lekarski i pielęgniarski) obawą przed odpowiedzialnością karną pozostawia do oceny czytelników.

Mec. Tymiński podkreśla przy tym, że zgadza się z samorządami, iż korekty wymaga polityka kryminalna państwa wobec osób wykonujących zawody medyczne. - Moim zdaniem, likwidacja działów ds. błędów medycznych byłaby pierwszym krokiem we właściwą stronę. Powołanie wyspecjalizowanych działów ds. błędów medycznych i ulokowanie ich w prokuraturach regionalnych pokazuje, że sprawy medyczne były przez pewien czas traktowane priorytetowo – dodaje.

 


- Trzeba też zająć się kwestią rzetelności opinii biegłych sądowych. W moim przekonaniu należy dopuścić równoprawność dowodu z opinii biegłego powołanego przez prokuratora i biegłego powołanego przez oskarżonego, którzy powinni konfrontować się przed sądem, który rozstrzygałby komu wierzy. Obecnie zakwestionowanie twierdzeń biegłego prokuratorskiego jest bardzo trudne – podkreśla.

Błędy i zdarzenia niepożądane w szarej strefie

Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, podkreślają, że zdarzenia niepożądane i błędy medyczne są w Polsce obszarem niezbadanym. Trudno więc nawet ocenić, czy liczba spraw sądowych, w tym karnych kończących się aktem oskarżenia czy skazaniem, dotycząca tych błędów jest duża czy mała. Zgadzają się w tym, że wiedza o zdarzeniach niepożądanych, ich analiza, która wymuszałaby korektę,  pozwoliłaby na zbudowanie systemu podnoszącego bezpieczeństwo pacjenta. Zgoda jest w zasadzie także co do tego, że zgłoszenie zdarzenia niepożądanego czy błędu przez personel szpitala czy poradni, nie może być zagrożone karą. W innym bowiem wypadku takich zgłoszeń nie będzie.

Otwarte pozostaje pytanie o efekty – w tym dla pacjentów - zniesienia odpowiedzialności karnej personelu medycznego w sytuacji, gdy błędy i zdarzenia niepożądane są systemowo ukrywane (nie rejestruje się ich, nie analizuje).

Dr Robert Mołdach, partner w Instytucie Zdrowia i Demokracji, ekspert ochrony zdrowia zaznacza, że dopiero w ramach „kultury sprawiedliwego traktowania” możemy rozmawiać o rozwiązaniu dotyczącym odpowiedzialności, czyli o ewentualnej zmianie Kodeksu karnego. – Przede wszystkim powinniśmy analizować źródła błędów i uczyć się z nich. Aby to robić musimy ochraniać źródła informacji. Nie należy zaczynać zmian od odpowiedzialności karnej lekarzy, ale od przepisów, które chronią źródła informacji i promocji kultury bezpieczeństwa, pojęcia które w ustawie o jakości w ogóle nie jest wymienione – mówi.

No fault a sprawy karne i cywilne za błąd medyczny

Mec. Tymiński mówi, że w chwili obecnej ma duże obawy, czy zmiana (propozycja samorządu lekarzy – red.) jest korzystna zarówno dla samych zainteresowanych, jak i dla pacjentów.

- Z perspektywy lekarza brak możliwości skierowania sprawy do prokuratury spowoduje zwiększenie liczby roszczeń cywilnych wobec podmiotów leczniczych i lekarzy, co wprost przełoży się na wysokość składki ubezpieczeniowej szpitala i lekarza. Spodziewałbym się radykalnego wzrostu kosztów tej składki. Z perspektywy pacjenta powstaje pytanie, czy uczestnicy systemu ochrony zdrowia nie stracą motywacji do wdrażania zmian. Dotychczas bowiem zagrożenie odpowiedzialnością karną było jednym z istotniejszych czynników wymuszających zmiany w organizacji podmiotów leczniczych – mówi.

Jarosław J. Fedorowski, profesor medycyny klinicznej, prezes Polskiej Federacji Szpitali, odpiera argumentację, że no fault przyczyni się do wyższych kosztów dla szpitali, czyli podniesienia składki ubezpieczeniowej. Jego zdaniem obecnie możliwość wniesienia przez poszkodowanego pacjenta sprawy karnej przekłada się raczej na wzrost liczby spraw cywilnych i wypłatę wyższych odszkodowań.  – Pacjenci wchodzą na ścieżkę karną, bo postępowanie to, w tym ekspertyzy biegłych są finansowane przez podatnika. Czują się potem pewniej kierując sprawy na drogę cywilną, której koszty w sytuacji przegranej, musieliby ponieść – mówi.

Podkreśla przy tym, że najlepsza strategia, które może zmniejszyć wysokość składki OC szpitali to redukcja liczby zdarzeń niepożądanych. – Przekonanie, że strach przed odpowiedzialnością karną wpływa pozytywnie na jakość jest fałszywa. Zdarzenia niepożądane w medycynie mają wiele przyczyn i kultura szukania winnych nie sprzyja poprawie sytuacji – mówi. Przy lekarze zlecają w obawie nadmiar badań i zabiegów (tzw. medycyna defensywna). Prof. Fedorowski uważa, że jakość poprawia się przede wszystkim, gdy zdarzenia niepożądane (oraz tzw. niedoszłe zdarzenia) są raportowane i analizowane, bez strachu przed zagrożeniem procedurą karną. 

Czytaj także na Prawo.pl: Raulinajtys-Grzybek: Obniżanie ryzyka wystąpienia błędu leży po stronie zarządzających

Czytaj także na Prawo.pl: Będzie rejestr, ale bez szukania winnych i karania lekarzy

Dorota Korycińska, prezes Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej (OFO), obawia się z kolei sytuacji, w której pacjent otrzyma co prawda rekompensatę, ale wadliwy system, który przyczynił się do powstania błędu czy zdarzenia niepożądanego nie zostanie naprawiony – Bez systemu naprawczego, no fault nie ma sensu – dodaje.

Mec. Tymiński podsumowuje, że propozycja samorządów zawodowych lekarzy oraz pielęgniarek jest na razie bardzo ogólna i kontrowersyjna, co nakazuje szczególnie dokładnie się zastanowić przed jej wprowadzeniem w życie.

- W moim odczuciu brakuje przede wszystkim dyskusji z organizacjami reprezentującymi pacjentów i jakiejkolwiek oceny skutków tej regulacji, która pozwoliłabym określić wpływ postulowanych zmian na zachowania uczestników systemu ochrony zdrowia. Uniemożliwia to merytoryczną dyskusję, ponieważ każdy będzie mówił o swoich przekonaniach a nie o faktach. Co do zasady, jestem przeciwnikiem daleko idących zmian prawnych, które nie są społecznie konsultowane ani naukowo zbadane – mówi mec. Tymiński.

Czytaj także na Prawo.pl: Tymiński: Ścieżka sądowa może być dłuższa, ale i korzystniejsza finansowo dla pacjenta